wtorek, 19 maja 2015

1.6

Ucieszył się, gdy sowa przyniosła mu najnowsze wydanie jednego z prenumerowanych przez niego miesięczników naukowych. Z radością otworzył na spisie treści i już chciał przeskoczyć do najbardziej interesująco brzmiącego artykułu, kiedy zauważył rozanielony wyraz twarzy swojej asystentki. Nie potrafił się powstrzymać i pochylił się nad stolikiem by zobaczyć, w co się wpatruje z taką czułością. Jej sowa przyniosła list w jakimś obcym języku i zdjęcie klasycznie przystojnego młodego mężczyzny, który wydawał się niepokojąco znajomy, choć Snape nie potrafił sobie przypomnieć, skąd go zna.

– Ukochany? – spytał zgryźliwie.

Roześmiała się, szczerze i radośnie.

– To Yannick – wyjaśniła. I widząc, że mu to nic nie mówi, dodała: – Mój syn.

– Niemożliwe, żebyś miała już dorosłego syna! – wykrzyknął ze zdziwieniem. Cały czas myślał, że ona jest od niego sporo młodsza.

– Mogę, mogę – uśmiechnęła się. – Przecież on jest z 1977 roku. Ostatniej wiosny zdał końcowe egzaminy w szkole w Zurychu i pojechał na praktyki do jakiejś wioski koło Zermattu.

Wróciła do czytania listu; widać było, że syn miał jej wiele do powiedzenia.

Patrzył na nią i próbował zebrać myśli. Mówiła, że ten cały Yannick urodził się, gdy była w siódmej klasie. A więc skończyli, albo raczej skończyliby, szkołę w tym samym roku. Jak to możliwe, że jej w ogóle nie pamiętał? To prawda, że nie mieli żadnych wspólnych przedmiotów z Ravenclaw. To prawda, że nie zwracał uwagi na dziewczyny, nie licząc tej jednej, jedynej. Ale żeby tak zupełnie nie pamiętał Cecile? Próbował sobie przypomieć twarze dzieciaków z tamtego czasu, ale nic nie pomagało. Za to zorientował się, kogo przypomina mu chłopak na zdjęciu.

– Znałem Orsina – powiedział bez zastanowienia i od razu tego pożałował, kiedy zobaczył, jak uśmiech błyskawicznie odpływa z jej twarzy. Myślał o Orsinie ze szkoły - przystojnym blondynie, dowcipnym podrywaczu i czarującym przywódcy. Ale pamiętał go przecież też z późniejszych czasów. Kiedy z polecenia Voldemorta torturował przyjaciół Dumbledora. Kiedy jego przystoja twarz wykrzywiała się pełnym satysfakcji uśmiechem na dźwięk ich krzyków. Przez chwilę czuł się oszukany myśląć o tym, że ta delikatna Cecile była z takim bezlitosnym typem, a potem jak nagłe ukłucie bólu przez jego głowę przeleciała myśl o tym, co Orsin mógł dziewczynie zrobić. Spojrzał na nią, ale zdołała się już w międzyczasie pozbierać.

– Podejrzewam, że znałeś Orsina lepiej ode mnie – powiedziała obojętnie i wróciła do czytania listu. Tylko już trochę poważniejsza.



Czytaj dalej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz