Snape wszedł do swojego gabinetu wczesnym rankiem i pierwsze co zobaczył, to Cecile z uwagą wpatrującą się w piękne czerwone jabłka i szepczącą zaklęcia, które sprawiały, że owoce obierały się same. Błyszcząca skórka tworzyła długą spiralę.
- Śniadanie? - spytał, trochę z nadzieją, a trochę z niepokojem, bo nie tak sobie wyobrażał poranny posiłek.
- Nie chciało mi się tłumaczyć w kuchni co jadam, więc robię sama. Potrzebuję trochę normalności. Ale ty pewnie będziesz wolał zjeść na stołówce.
- Póki co chętnie popatrzę.
- A patrz sobie, mnie od tego nic nie ubędzie.
Usiadł więc w fotelu i patrzył jak starła jabłka na grubej tarce, dodała trochę posiekanych śliwek, dojrzałą gruszkę, parę rodzynek i zmieszała to wszystko z płatkami owsianymi. Na koniec machnęła różdżką i powiedziała:
- Normalnie zostawiłabym to wszystko na noc, ale dziś moje zaklęcie musi wystarczyć.
Dodała dużo białej gęstej cieczy, chyba jogurtu - a może śmietany? Szczyptę cynamonu. I jeszcze raz zamieszała.
- Gotowe. Chcesz spróbować?
Skinął głową.
Nałożyła mu na miseczkę i podała razem z łyżką.
Ostrożnie spróbował. Spojrzała na jego minę, wyrwała naczynie i chciała dodać zwykłego cukru, ale powstrzymał ją. Wziął ze stolika słoiczek z miodem i wprawnym ruchem dolał dużą kroplę.
- Miałaś rację, powinno być słodsze. Naprawdę dobre! I widziałem, jak to przygotowywałaś. Mówiłem ci kiedyś, że ty mogłabyś uczyć Eliksirów.
- Ja? No więc przyjmij do wiadomości, że to szczyt moich możliwości zarówno kulinarnych jak i miksturalno-magicznych. - uśmiechnęła się zamyślona. - Nie cierpiałam tego przedmiotu w szkole! Pamiętasz wiedźmę Hicks?
- No pewnie. Mnie też uczyła. I co?
- Jak ja się jej bałam! Wszystko leciało mi z rąk. W porównaniu ze mną młody Longbottom jest mistrzem precyzji. Jakby na egazminach końcowych prosili o zagotowanie wody, to może bym i zdała, gdyby tylko nic mnie nie zestresowało. Więc może i lepiej, że nie podchodziłam.
- Nie wierzę. Przesadzasz.
- Sam zresztą widziałeś! W szkole! Która to była klasa - czwarta? Piąta?
- Mówiłem ci, że nie pamiętam cię ze szkoły.
Zaśmiała się.
- I bardzo dobrze. A pamiętasz, jak kiedyś wszedłeś do klasy i tam na podłodze siedziała wśród rozbitego szkła rozczochrana ofiara i zastanawiała się, jak wyjąć swoją różdżkę z kociołka pełnego śmierdzącej cieczy?
- Jak przez mgłę - coś mu świtało. Jakiś żałosny dzieciak siedzący sam w pustej sali. Nie cierpiał takich nieudaczników.
- Co zrobiłem? - spytał z wahaniem. Nie był pewien, czy chce wiedzieć. Nie był pewien, czy chce, żeby Cecile coś takiego pamiętała.
- Powiedziałeś “Pulito!”, sprawiłeś, że zepsuty napój zniknął z kociołka, a różdżka wykonała zwariowany taniec po całej sali i wpadła w moje ręce. Kazałeś mi następnym razem lepiej pilnować swoich rzeczy i wyszedłeś z sali.
- Ale masz pamięć! - uśmiechnął się i odetchnął z ulgą. Miał nadzieję, że rzeczywiście nie zrobił niczego gorszego.
- Zapomniałam o bitej śmietanie! - wykrzyknęła nagle. Chwyciła stojący z brzegu stołu kociołek i w mgnieniu oka przygtowała puszystą piankę. Dołożyła mu trochę do miseczki.
- Pasuje! - pochwalił. Rzeczywiście smaczne, ale jak pomyślał o tym, że w zamkowej stołówce teraz serwują jajecznicę z bekonem i kiełbaskami, to aż zaburczało mu w brzuchu. - Tylko że to deser a nie śniadanie! Szczególnie, że czeka nas kolejny długi dzień. Spotkajmy się o dziesiątej w szpitalu.
Magiczne Napoje? Rozumem że chodzi o Eliksiry? To jest przedmiot którego uczy Snape.
OdpowiedzUsuń