poniedziałek, 14 września 2015

4.3

Biegł przez pagórkowaty teren Hogwartu. Czemu tak dawno nie był na swoim szlaku? A tak, złamane nogi, prawda. Choć i wcześniej już trochę zaniedbał się w ćwiczeniach, musiał to przed sobą przyznać. Powrót do biegania po kilku tygodniach bez ruchu nie był łatwy. Ciężko mu było złapać oddech, musiał trochę zwolnić, ale nie pozwolił sobie na odpoczynek. Wiedział, że jest w stanie zmusić swoje ciało do wytężonej pracy i odczuwał z tego powodu niemałą satysfakcję. Nie był nieudolnym słabeuszem, który nie umie sobie poradzić w kryzysowej sytuacji. Miał pełną kontrolę nad tym, co się dookoła dzieje.

Kiedy ostatecznie zwolnił do marszu i pozwolił swojemu oddechowi się uspokoić, czuł się dużo lepiej. Przyjemnie zmęczony, zadowolony z siebie i spokojny. Od zamku dzieliła go już tylko jedna dolina, kiedy zauważył dwie postaci przemykające się po ocienionym zboczu. Uczniowie. Biegli, trzymając się za ręce. Byli za daleko, by mógł rozpoznać ich twarze. Za daleko by mógł ich powstrzymać krzykiem lub czarami. Widział, jak zatrzymali się w malutkiej kotlince. Dobry wybór. Tylko ktoś wracający z lasu mógł ich dostrzec, z zamku byli całkowicie niewidoczni. Jedno z nich rozłożyło na ziemi płaszcz i oboje położyli się na nim. No nie! Nie mieli prawa wymykać się w takich celach ze szkoły! Głupie dzieciaki! Żałował, że nie wziął ze sobą miotły, dojście do nich zajmie mu trochę czasu. Przeszedł w bieg, choć zmęczone mięśnie z trudem podporządkowywały się jego woli. Na chwilę stracił ich z oczu, brzegi jaru dobrze osłaniały uciekinierów. Ile czasu zajmie mu droga? Pięć minut, raczej nie więcej.

Kiedy dotarł na miejsce gotowy z całą surowością potępić niemoralne zachowanie, ze zdumieniem odkrył, że winowajcy leżą nieruchomo na rozłożonym płaszczu. I że zna tę parę: Nero i Jennifer. Oczy mieli zamknięte, byli całkowicie ubrani i trzymali się wprawdzie za ręce, lecz oprócz tego oddaleni od siebie o pół metra. Rzucił się, żeby sprawdzić tętno, ale nim jeszcze zdążył się pochylić zobaczył wyraźnie, że oddychają normalnie. Śpią. Nic nie mogło się między nimi wydarzyć w tak krótkim czasie, w ogóle się zastanawiał, jak zdążyli się tak szybko pogrążyć we śnie. Wtedy zobaczył dwie małe buteleczki leżące pomiędzy nimi. Podszedł i ostrożnie powąchał jedną z nich. Zwykły napój nasenny, na pewno nieszkodliwy w takich ilościach. W drugiej było to samo. Powinni sami obudzić się za trzy godziny. Westchnął ciężko. Nie chciało mu się ciągnąć za sobą tych dwóch śpiochów, a wiedział, że nie może ich tak po prostu zostawić tutaj do wieczora. Rozejrzał się dookoła. Miejsce wydawało się bezpieczne. Na wszelki wypadek rozpiął nad nimi namiot z ochronnych czarów i poszedł do zamku. Niech Hagrid przyprowadzi tę dwójkę do szkoły, to dobre dla niego zadanie.



Czytaj dalej

1 komentarz: