czwartek, 17 września 2015

4.4

Po kolacji miał mocny zamiar zacząć wreszcie myśleć, ale najpierw postanowił zajrzeć do szpitalika. Żeby sprawdzić, czy Nero i Jennifer bezpiecznie wrócili do domu, tak sobie tłumaczył.

W infirmerii było ciemno i pusto, ale z największej sali dobiegał szmer głosów i migotanie świecy. Podszedł bliżej. Drzwi zastał otwarte, a grono młodych pacjentów siedziało na podłodze. Nie widział wszystkich, ale Nero i Jennifer tam też byli. Tak jak wcześniej, udawali, że się nie znają. Chłopak wyglądał, jakby tylko z nudów uczestniczył w tym spotkaniu, ale dziewczyna z uwagą słuchała opowieści.

- Ale to będzie już ostatnia bajka, dobrze? - mówiła Cecile. - To historia, którą pamiętam z mojego dzieciństwa, klasyczna baśń mugloska. Potem słyszałam ją też tutaj, w szkole i w takiej wersji opowiadałam ją mojemu synkowi. Od razu ostrzegam, że smutno się kończy!

- Jak będzie trzeba, wymyślimy lepsze zakończenie - powiedział jakiś wesoły głos.

- Dobrze. A więc było tak. Dawno, dawno temu w wodach jeziora koło Hogwartu mieszkały sobie syreny. Jedna z nich, piękna, z ogniście czerwonymi włosami, była zafascynowana życiem ludzi lądu. Często podpływała do brzegu i leżąc na piasku z zazdrością patrzyła, jak uczniowie biegają i skaczą po terenach szkoły. Któregoś razu jeden z młodych czarodziejów wybrał się małą łódką na jezioro. Kiedy wyruszał było słonecznie, ale gdy dopłynął na środek, rozpętała się burza i jego łódka zatonęła w falach.

- Ja znam tę bajkę! Czy to była Arielka? - spytał ktoś, chyba Lena.

- Mój syn nazwał bohaterkę Rivella. - Cecile się roześmiała.

- Piękne imię! - Z zachwytem wykrzyknęła Lena.

- A więc syrenka o pięknym imieniu Rivella wyciągnęła nieprzytomnego czarodzieja z wody i wyciągnęła na brzeg. Usiadła obok i zachwytem wpatrywała się w rysy młodzieńca. Jej wzrok okazał się równie skuteczny, co profesjonalna reanimacja i chłopak wreszcie otworzył oczy odwzajemniając jej spojrzenie. Niestety, wtedy właśnie nadeszli przyjaciele chłopaka. Syrenka przestraszyła się, bo nie była gotowa na spotkanie z ludźmi, i popłynęła do swojego domu. Nie mogła jednak już młodego czarodzieja zapomnieć i z przerażeniem odkryła, że jest w nim beznadziejnie zakochana. Myślała o nim dzień i noc, nie mogła jeść, nie mogła spać. Wreszcie zdecydowała się poprosić o pomoc Topielicę, która miała sławę specjalistki do spraw miłości.

- Topielice są ekspertami w tych sprawach? - spytała z zainteresowaniem jakaś dziewczyna.

- Nie. One raczej komplikują problemy, zamiast je rozwiązywać. Ale nasza syrenka o tym nie wiedziała. Zgodziła się oddać swój głos w zamian za parę nóg. Czar taki jest bardzo niebezpieczny, jeśli nie odczyni się go w ciągu dwóch tygodni, zaklęta osoba zmienia się w pianę morską. Syrenka nie wahała się jednak, bo na jej prośbę topielica ukryła w zamku zaklętą perłę. Perła ta miała taką moc, że przywracała pełnię życia temu, kto ją zdobył. By nie wpadła w niepowołane ręce zamknęły ją w magicznej muszli, którą otworzyć mógł tylko żar świeżo budzącej się miłości. Syrenka była przekonana, że kiedy spotka ponownie czarodzieja, bez problemu razem otworzą tę muszlę, a ona odzyska głos i zachowa ludzkie nogi.

Snape popatrzył na twarze uczniów. W sumie nie dziwił się, że słuchają z takim zainteresowaniem. Z własnego doświadczenia wiedział, że czas w szpitalu dłuży się niemiłosiernie i każda odmiana jest mile widziana. A Cecile miała ciepły głos i najwyraźniej wprawiona była w snuciu opowieści.

- Na zamku jednak czekało ją rozczarowanie - kontynuowała. - Młodzieniec rzeczywiście zakochał się w pannie, która go uratowała, jednak jego wspomnienia tamtej chwili były dość mętne. Tak się złożyło, że razem z nim chodziła do szkoły dziewczyna o równie ognistych włosach. Pełen wdzięczności za uratowanie mu życia bez trudu dał się oczarować jej wdziękom i zrodziło się między nimi uczucie. Kiedy chłopak spotkał Rivellę, było już za późno. Żadnych szans, by się w niej zakochał, choć polubił ją bardzo, szczególnie, że jako niema była doskonałą słuchaczką.

Któryś z pacjentów zaśmiał się cicho.

- Jedak nic nie było już w stanie zmienić jego wyboru, a syrenka nie mogła mu powiedzieć, że to ona jest jego prawdziwą wybawicielką. Nie mogła z zamku uciec, bez ogona nie miała czego szukać w podwodnym świecie. Dzień w dzień słuchała więc, jak czarodziej zwierza się jej z uczuć do rywalki, a resztę czasu spędzała na poszukiwaniu zaklętej perły. Jednak czar, który ją chronił, był zbyt mocny - tylko zakochana para mogła odnaleźć i otworzyć skrywającą ją muszlę. Wieczorem czternastego dnia Rivella poszła nad jezioro, weszła po kolana w wodę i choć łzy płynęły jej po twarzy, spokojnie czekała na zachód słońca. A kiedy nadszedł jej czas, zmieniła się w pianę. Koniec.

- A perła? Czy czarodziej z nową narzeczoną znaleźli perłę?

- A po co? Im nie była potrzebna. Oni i bez tego żyli pełnią życia. Zbierajcie się do spania.

- Ale przecież mogli ją znaleźć dla niej! Dla Rivelli. - przekonywał jakiś przejęty głos.

- Nawet nie przyszło im do głowy, że ktoś może potrzebować ich pomocy. Zresztą… Myślicie, że narzeczona chciałaby ratować swoją rywalkę? Do łóżek, wszyscy. Zaraz gaszę światło!

Snape ocnkął się. Nic tu po nim. Cecile na pewno jeszcze co najmniej przez chwilę będzie zajęta zaganianiem tego stadka do spania i pilnowaniem ciszy nocnej. A on przecież cały czas miał pracę do wykonania.



Czytaj dalej

2 komentarze:

  1. "Nawet nie przyszło im to do głowy." - czemu miało by im to przyjść do głowy? Po prostu nic o tym nie wiedzieli.
    "Zresztą… Myślicie, że narzeczona by się zgodziła na takie ryzyko?" - jakie ryzyko? O co chodzi?

    OdpowiedzUsuń