Cecile szła do Snape'a, ciągle jeszcze z głową pełną baśni. Cały wieczór czytała sobie opowieści z biblioteczki dla pacjentów, a potem rano jeszcze historie z listu od Yannicka.
- Słyszałeś kiedyś o Trediszynie? - spytała wchodząc do gabinetu.
- Nie, co to? - odpowiedział, spoglądając na nią znad jakichś papierów. Siedział przy biurku i najwyraźniej przeglądał korespondencję.
- Nie co, tylko kto. Sprytny gość. Ze starej szwajcarskiej legendy.
- Ja znam tylko Willhelma Tella - powiedział nieuważnie, wciąż zajęty swoją robotą.
- O! Gdzie słyszałeś? - spytała zaskoczona. Ona o tej bajce usłyszała dopiero na emigracji.
- Od ojca. To o tym facecie, który strzelał z łuku do jabłka na głowie swojego syna, prawda?
- Tak, zgadza się. Podobała ci się?
Wzruszył ramionami.
- Nieszczególnie. To właśnie taki typ zachowania jaki lubił mój ojciec. Zwłaszcza gdy przychodzili jego koledzy.
- Co robił twój ojciec?
- Nieważne. Co z tym Szyszynkiem?
- Trediszynem - wróciła do opowieści. Bardzo ją kusiło, by popytać Snape'a więcej o jego rodzinę, bo nigdy wcześniej nie miałą okazji niczego się dowiedzieć. Nie wyglądało jednak, by on chciał kontynuować ten temat, a jakoś niezręcznie było jej wracać do tego. - Ponoć znaczy “trzynasty”, tylko nie wiem, czy po niemiecku czy retoromańsku. Bo to bajka z Engadyny.
- To tam gdzie twój syn ma praktyki, tak? - spytał, podając jej jakąś przesyłkę.
- Nie, no co ty, to dokładnie na drugim końcu Szwajcarii. Koleżanka mu opowiedziała nową wersję, ona stamtąd pochodzi - bezmyślnie rozdarła kopertę i wyciągnęła zawartość. Na wierzchu leżała reklama najnowszego zaklęcia dodającego dźwięk do magicznych zdjęć, z przykładowymi obrazkami rozbawionych dzieciaków. Ciekawe, czy ta koleżanka to coś poważnego, czy tylko kolejna z długiej serii platonicznych znajomości? Zamyślona spojrzała jeszcze raz na reklamę i przypomniała sobie jeszcze całkiem małego Yannicka, jak skakał po łóżku machając zabawkową różdżką i krzycząc: “A mój drugi tata umie pokonać wszystkich wrogów, o tak!” i musiała uśmiechnąć się do swoich wspomnień.
Pod spodem była jakaś jeszcze kartka. Najpierw doznała tego dziwnego uczucia, jakby człowiek przez chwilę spadał na dno głębokiej studni, potem zobaczyła Kartę Bohatera z Dumbledorem o nienaturalnie krzywym uśmiechu, a dopiero potem zrozumiała co się stało. Zawsze w ten sposób reagowała, gdy ktoś rzucał na nią czary wbrew jej woli!
Odetchnęła głęboko.
- Czytałeś mój list, prawda? - spytała w napięciu.
- Jaki list?
- Zostawiłam ci wiadomość. Tu na stole. Wczoraj.
- Tu? - spytał, niepewnie wskazując na blat. Leżała tam sterta pogniecionych papierów zaplamionych herbatą. - Czytałem list od Poppy, leżał na wierzchu. Otwarty. Usiadła na swoim miejscu, zdecydowanie woląc tę rozmowę przeprowadzać na siedząco.
- Severus. Musimy porozmawiać!
- Nie wiedziałem, że to nie do mnie! - zaprotestował. - Zresztą, przecież nie było tam nic osobistego!
- Nie o tym mówię - machnęła ręką. - Pod spodem był list ode mnie. Do ciebie. O tym, co wczoraj odkryłam - że zdjęcia mogą rzucać czary. Same zdjęcia.
- Nie mogą.
Wczoraj jeszcze nie była pewna, czy jej podejrzenia są słuszne. Teraz nie miała wątpliwości. Zdjęcie z Karty Bohatera rzuciło na nią jakieś zaklęcie. Czuła to.
- Nie miałam pewności, czy dobrze pamiętam z czasów szkolnych, więc wczoraj wzięłam podręcznik i czytałam linijka po linijce. O ten!
Rozejrzała się po pokoju i wskazała na książkę, która z niewiadomych powodów leżała pod stolikiem. Zdziwionym wzrokiem popatrzył na jej stopy.
- Tam jest rozdział, co robić, by mieć kontrolę nad treścią swoich snów. I jest to bardzo skomplikowane, trzeba wyekstrahować kanwę wspomnienia, trzeba ją zakląć w odpowiedni sposób, trzeba przygotować czary wspomagające i jeszcze parę kroków, których nie pamiętam. Ale wiesz co jest na końcu? Po prostu rzucasz ten czar myśląc o tym czymś, co ma ci się przyśnić i różdżką dosnuwasz pozostałe składniki.
- I co z tego?
- Jak to co? Jeśli ktoś ma zawczasu przygotowane wszystkie składniki, jeśli ma kanwę jakiegoś koszmaru, to tylko pyk - macha różdżką przez zdjęcie i znika, zostawiając niewinny obrazek. Pisałam ci o tym przecież!
- Gdzie pisałaś?! - Snape powoli zaczynał wyglądać na zdenerwowanego.
- Tutaj! Wczoraj tu na stole zostawiłam informację, żebyś nie otwierał przypadkiem tych przesyłek!
- To nie trzeba było jej przykrywać innym listem - powiedział niecierpliwie. - I co, teraz oboje będziemy mieć koszmary?
- Ty też wyjąłeś nową Kartę Bohatera?
- Tak. Ale przecież tego chcieliśmy, prawda?
- Czego? - Cecile poczuła się zdezorientowana.
- Przekonać się na własnej skórze, o co chodzi w tych czarach. Czego oni chcą od uczniów - powiedział. I nagle się podniósł i zaczął szykować do wyjścia. Wychodząc odwrócił się jeszcze - Cecile, głupio, że nie przeczytałem listu. Ale teraz muszę pomyśleć. Sam.
"Tutaj! Wczoraj tu na stole zostawiłam informację, żebyś nie otwierał przypadkiem tych przesyłek!" - naprawdę? W takiej ważnej sprawie napisała list który zostawiła w jakimś randomowym miejscu? Nawet nie wysłała go sową?
OdpowiedzUsuńCzekaj, ale to było tak: Cecile sobie uświadamia, że można rzucać czary przez zdjęcia. Pisze o tym Snape'owi. Nie ma pojęcia, że on ma jakieś nowe przesyłki (stare w sumie oglądali wiele razy i nic złego im się nie działo). Zostaje wezwana do szpitala. Nie myśli, że ta informacja może być aż tak istotna, więc po prostu myśli, że porozmawia o tym ze Snapem następnego dnia.
UsuńTakie coś nie przekonuje?