czwartek, 15 października 2015

5.3

Siedziała po turecku na ładnie zaścielonym szpitalnym łóżku. Jak tu było cicho i spokojnie, teraz gdy Madam Pomfrey pozwoliła dzieciakom wracać do siebie. Dziś rano wszyscy pacjenci czuli się już wystarczająco dobrze, by móc spać w swoich sypialniach i normalnie uczestniczyć w lekcjach. Niektórzy wciąż jeszcze nie odzyskali pełni sił, ale nie wyglądało na to, by pobyt w szpitalnym skrzydle mógł im w czymkolwiek pomóc.

Ona sama czuła się paskudnie. Trochę lepiej niż zaraz po powrocie, ale wciąż bolała ją głowa, było jej gorąco i ogólnie źle. Poppy radziła jej, żeby odpoczęła, lecz sen to było ostatnie, na co miała ochotę. To znaczy taki sen, jaki przytrafił jej się na wzgórzu. Dobrze, że Snape poszedł sobie, jak tylko dotarli do infirmerii. Nie miała siły opanowywać ani własnego złego samopoczucia, ani irracjonalnej złości na jego udział w koszmarze. Teraz, po jakimś środku uspokajającym, myślało się jej trochę lepiej. Oczywiście, że to nie jego wina. A już za to, że w ogóle śnią się jej koszmary, może winić tylko siebie. Po chorobę, nomen omen, ona otwierała te karty, skoro dobrze wiedziała, że są niebezpieczne?

Jakby wywołany tymi myślami Snape pojawił się w drzwiach i ostrożnie wszedł do środka.

– Mogę? Madam Pomfrey powiedziała, że nie śpisz.

– Jasne. Wejdź. Tam jest krzesło.

Posłusznie przestawił krzesło na przeciwko niej. Nie usiadł jednak.

– Jak się czujesz? Myślałem, że możemy się zastanowić co dalej.

– Siadaj. Spróbuję. – zmarszczyła brwi, starając się opanować ból głowy. - Prawdę mówiąc, mam dosyć siedzenia w pustej sali i bronienia się przed snem. Już wolę rozmowę z tobą.

– Cieszy mnie to ciepłe powitanie – zaśmiał się. Chciała zaprotestować, ale ją powstrzymał. – Przyniosłem ci coś. Spróbuj.

Wyjął z kieszeni płaszcza małą buteleczkę, odkorkował i podał jej, a potem wreszcie usiadł.

Zawartość miała mocno korzenny zapach. Z wahaniem podniosła buteleczkę do ust. Snape skinął głową, więc wypiła. W środku było tylko parę łyków, mikstura miała silny smak miodu. Domyślała się, że bez tych dodatków napój byłby paskudny.

– I co teraz? – spytała, ale zanim zdążył odpowiedzieć, poczuła, że nic jej już nie boli. Cały czas nie miała energii i sił, ale czuła się o niebo lepiej. – Niesamowite! Czy to bezpieczne?!

– Z całą pewnością. Tylko obawiam się, że nie starczy na długo. Rano już nie będzie działało.

– Skąd to masz? I dlaczego nie dałeś tego dzieciom? – spytała podnosząc wzrok znad buteleczki, którą wcześniej uważnie oglądała.

Wzruszył ramionami.

– Nikt mnie nie prosił o to, a Poppy była pewna, że żadne lekarstwa nie działają. Poza tym, ta mikstura nie leczy. Tylko chwilowo pomaga.

– Ale to nie jest takie coś jak morfina? Albo Mikstura Montreyaka?

– Cecile, myślałem, że masz gorączkę, a nie ostatnie stadium śmiertelnej choroby. Miej trochę zaufania do mojej oceny. Poprawiła poduszkę za swoimi plecami i oparła się o ścianę. Pozwoliła swojemu ciału się odprężyć. Czuła się wspaniale, było jej dobrze i miło. Kto by pomyślał, że samo zabranie bólu może człowiekowi sprawić tyle radości.

– Dziękuję! – powiedziała, uśmiechając się szeroko. – I przepraszam, że się tak zachowywałam. Wiesz, nie spodziewałam się, że ten sen mnie tak ruszy. Nie chodzi wcale o to CO mi się śniło. Tylko towarzyszyła temu taka atmosfera grozy, że aż ciężko było oddychać. Czy twój sen też był straszny?

– Nie. W moim śnie wszystko było zwyczajne.

– Zdarzyło ci się to kiedyś?

– Składać niemowlęta w ofierze?

– Nie, żeby mieć ten sam sen… Zdarzało ci się?! Niemowlęta?

– Nie. Nie lubię mieć do czynienia z dziećmi.

– Ale takie rzeczy się zdarzały, prawda? I ty byłeś po tamtej stronie?

– To nie jest pytanie, na które ktokolwiek ci szczerze odpowie. W każdym razie nie ktoś, kto nie chce trafić do Azkabanu.

– To prawda. Zresztą, ja nie mam prawa pytać. Ja po prostu uciekłam i nie musiałam podejmować żadnej decyzji.

– Myślałem, że to oczywiste, co byś wybrała, gdybyś mogła zostać.

Spojrzała na niego pytająco.

– Przecież mówiłaś, że korespondowałaś z Lily – wyjaśnił.

– Mówiłam też, że w młodości byłam strasznie głupia. Zresztą, przecież wiesz, jak ludzie podejmują decyzje. Są gdzieś, żeby być razem z przyjaciółmi, albo gdziś indziej na złość komuś. Naprawdę nie wiem sama, co bym wybrała. Wydaje ci się, że Śmierciożercy by mnie nie chcieli, bo moi rodzice są Mugolami? Póki mogłam być do czegokolwiek potrzebna, nie mieliby nic naprzeciwko. Nikogo nie obchodziłoby moje pochodzenie póki grzecznie kiwałam głową. Zresztą, ja wtedy naprawdę myślałam, że jak ktoś jest z mugolskiej rodziny, to jest gorszy. Sama czułam się do niczego, więc myślałam, że Sam-Wiesz-Kto ma rację. Kilkanaście lat mi zajęło, żeby nabrać do tego dystansu.

– Ja zawsze wiedziałem, że to bzdury.

– Ale pod tym wszystkim kryło się więcej, prawda? Sam-Wiesz-Kto umiał przekonywać. To wszystko, co obiecywał… To były takie rzeczy, o których wszyscy marzyli. Siła, sława, pokonanie nieprzyjaciół. Wiesz, że Lily siebie obwiniała o to, że byłeś po tamtej stronie? Że gdyby James nie zachowywał się tak, jak się zachowywał, gdyby…

– To by nic nie zmieniło – odpowiedział ostro, więc nie kontynuowała tematu. Pomyślała sobie, jak człowiek jest w stanie idealizować osobę, w której jest zakochany. Jak ona sama widziała zachowania, które jej się bardzo nie podobały i wszystkie uznawała za całkiem nieistotne. Okazało się, że miała więcej szczęścia niż rozumu i ostatecznie jej ukochany z tamtych czasów okazał się porządnym człowiekiem.

– Mieliśmy się zastanowić, co dalej, prawda? – powiedziała zmieniając temat.



Czytaj dalej

3 komentarze:

  1. Przyszłam zajrzeć, co tu skrobiesz fajnego ^^ I powiem, że chociaż za HPowskimi historiami nie przepadam, biorę się zaraz do czytania tego od początku. Oryginalny pomysł i jak na razie wydaje mi się, że też i wykonanie niczego sobie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm...W sumie jedno popołudnie i ogarnęłam całość. Ba! To się nawet całkiem nieźle czytało. I chyba nie minie się to z prawdą jeśli powiem, że to jest najlepiej napisane hpowskie fanfiction. Byłam pozytywnie zaskoczona tym faktem, bo raczej nie trudno zauważyć, że wiele historii z tej serii pozostawiają wiele do życzenia zarówno pod względem fabuły jak i warsztatu. Co mi się nie podoba, to fakt, że części są tak strasznie krótkie i że zdążyłam już nadrobić całość. Za co jeszcze na pewno duży plus... Postać Cecile. Bardzo ciekawy pomysł. Nie umiem sobie tylko wyobrazić Snapusia wesoło mówiącego 'hej' swojej asystentce, jakkolwiek jest to coś co wykracza poza moje pojmowanie.
    Pozdrawiam po raz drugi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że przeczytałaś! I dziękuję, za to co napisałaś, to bardzo miłe!

      Wiem, że czasami Snape mówi językiem, który do niego nie pasuje. Brat kazał mi wyrzucić powtarzające się w kilku sytuacjach "Okej", ale jeszcze trochę takich rzeczy zostało. Z jednej strony - spróbuję o tym pamiętać. Z drugiej - czy my w książce choć raz widzimy Snapa w towarzystwie, w którym jest mu dobrze, w którym czuje się swobodnie i może się zachowywać na luzie. Więc w sumie nie wiemy, jakby się w takiej sytuacji zachowywał.

      A co do długości odcinków - tak :( Niestety piszę dość wolno, a że czasu nie mam zbyt wiele (choć wiem przecież, że to bardziej kwestia tego, jak się człowiek zorganizuje), to wychodzi tak, jak wychodzi.

      Ale jak ktoś mi coś miłego napisze, to to naprawdę mobilizuje. I mam wtedy więcej motywacji, by się zebrać i siąść do klawiatury! Dzięki!

      Usuń