poniedziałek, 19 października 2015

5.4

Obudził się w fotelu w swoim gabinecie. Przez okno wpadały promienie wschodzącego słońca. Chwilę trwało, nim zorientował się, co się dzieje. Wczoraj miał mocny zamiar pracować na tyle długo, by Cecile mogła się spokojnie wyspać. W ramach odwracania uwagi od bieżących spraw spędził parę godzin w podziemiach eksperymentując z zupełnie niepoważnym pomysłem, który przyszedł mu do głowy na ostatnich zajęciach, a potem wrócił do gabinetu by poczytać coś więcej o snach. Usnął nad książką zanim zdążył przeczytać choćby spis treści. Nigdy mu się coś takiego nie zdarzyło.

Próbował przypomnieć sobie, co mu się śniło. Wieczorem wydawało mu się wszystko takie proste – musi we śnie unieszkodliwić Orsina, wziąć dzieciaka i oddać Cecile. I po problemie. Nie wyszło mu ani trochę. Nie pamiętał szczegółów. Tylko tyle, że nadal go denerwował strasznie płacz niemowlęcia i przede wszystkim chciał go uciszyć. I że nie mógł ani poruszyć różdżką, ani wypowiedzieć słowa i tylko stał jak głupi i patrzył na to co się dzieje. Z zewnątrz więc wszystko wyglądało tak samo, tylko dla niego było bardziej męczące.

Spojrzał przez okno. Jeszcze było wcześnie, złocisto-różowa kula dopiero zaczynała się wytaczać zza wzgórza, a niebo wyglądało tak, jakby ktoś dodał szczyptę nadmanganianu potasu. Przez chwilę patrzył na wschodzące słońce, zdziwiony, że tak szybko wysuwa się nad horyzont.

Pół godziny później był w podziemiach. Skoro nie udało mu się ani nie zasnąć, ani prawidłowo zareagować we śnie, czuł, że jest winien Cecile kolejną porcję lekarstwa.

Już wcześniej rozmawiał z Madam Pomfrey i wiedział, że nic ze standardowych środków nie działa. Nawet eksperymentalne mikstury Poppy nie dawały rezultatów. Nie miał więc większego wyboru.

Ustawił kociołek na ogniu. Wywar miał już gotowy od wczoraj, przelał go ze słoja do garnka i delikatnie wymieszał. Zmniejszył płomień, chciał tylko podgrzać miksturę, a nie ją gotować. Z przyjemnością wdychał aromat korzennych przypraw. Główne składniki: suszone skrzydła ciem, korzenie agrewary i roztarty kamień księżycowy miały naprawdę nieprzyjemny smak, dobrze że dawał się zamaskować.

Wszystko miał już uszykowane. Położył przed sobą na blacie małą fiolkę, a drugą podobą szybkim ruchem rozbił na drobniutkie kawałki. Odwrócił klepsydrę, upewnił się, że różdżka leży tam gdzie powinna i z całej siły oparł się lewą dłonią na rozbitym szkle. Zacisnął zęby i patrzył na piasek powolutku sypiący się z górnej komory w dolną. Jedna sekunda. Bolało jak cholera. Druga sekunda. Pusta fiolka szybko napełniała się czerwonym dymem. Trzecia sekunda. Starczy.

– Depicato! – powiedział delikatnie przesuwając różdżkę nad krwawiącą ręka. Kawałki szkła zniknęły, a skaleczenia zamknęły się bez śladu. Wlał wywar do buteleczki z czerwoną mgłą, zakorkował i dopiero wtedy pozwolił sobie na roztarcie już tylko lekko swędzącej dłoni. Sprawdził, czy może nią bez problemu poruszać. Wszystko było w porządku. Schował gotowe lekarstwo do kieszeni i szybko posprzątał swoje stanowisko.

Spojrzał na stojące na półce pod stołem butelki z całkiem innymi miksturami, które wyprodukował poprzedniego dnia. Dzisiaj czuł się trochę głupio, że zajmował się takimi rzeczami. Jak ten głupek Lockhart. Nawet nie miał ochoty ich wypróbowywać. Może jutro.

Po drodze do refektarza zajrzał jeszcze na moment do Cecile.



Uwaga!!! KONKURS, KONKURS, KONKURS. Można wygrać całość fanfika.

Czytaj dalej

Ciąg dalszy w czwartek, 22.10.2015 o 18:00
Można komentować anonimowo.
Polub Limotini na facebooku.

7 komentarzy:

  1. Ok, późno, bo byłam pewna, że o 18 miało być kolejne. No cóż... Przeczytałam i komentuję.
    Krótkie, jak zwykle. Bądź pewna, że będziesz to zdanie czytała zawsze.
    Ok, wygląda na to, że tylko Snapuś nie ruszają koszmary. To było tylko bardziej męczące. >.< Chociaż podejrzewam, że w jego przypadku to możliwe.
    I to lekarstwo jakieś takie bolesne. Czy Cecil jest wampirem, że on dodaje swojej krwi tam, czy ja coś źle zrozumiałam? Bo serio trochę nie ogarnęłam tej czerwonej mgły w butelce.
    I mam pytania, czy te zaklęcia jak depicato to z filmu, czy część sama jakoś wymyślasz? Ta kwestia mnie bardzo ciekawi, bo część tam kojarzę, ale nie wszystkie.
    Trochę mi zgrzyta w połowie, nie żebym się czepiała, ale Snapuś najpierw patrzy na słońce, co samo w sobie jest bolesne i dosyć szkodliwe dla oczu to po pierwsze, a po drugie patrzył chwilę, a potem nagle po pół godziny był w podziemiu. Trochę... Dziwnie mi brzmi, aczkolwiek nie umiem tego jakoś sensowniej wyjaśnić.
    Zrozumiałaś coś z komentarza, bo właśnie się połapałam, że przez konwersacje z Wilczym zaczynam pisać tak samo chaotyczne komentarze, co ona... Ludzie ratujcie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki! Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo są dla mnie cenne takie komentarze! Bo siedzę, wymyślam sobie jakąś scenę, nie chcę, żeby było tak prosto "kawa na ławę", a strasznie łatwo jest wszystko zagmatwać i powiedzieć za mało, albo po prostu źle.
    I nie, wcale nie uważam, że piszesz zbyt chaotycznie - wprost przeciwnie, wydaje mi się, że bardzo dobrze oddajesz swoje emocje/przemyślenia po przeczytaniu!

    Nie na wszystkie uwagi odpowiem - przeczytałam je i muszę się zastanowić. Nie chcę się tłumaczyć "tak naprawdę, to chodzi o to, że Cecile...", tylko spróbuję pomyśleć, jak mogę mój zamysł uczynić bardziej czytelnym. A niektóre rzeczy znowu dobrze się domyślasz :)

    Zaklęcia wymyślam sama :) Uczyłam się kiedyś włoskiego, to pomaga przy tworzeniu pseudo-łaciny ;)

    Patrzenie prosto w słońce rzeczywiście jest i nieprzyjemne, i głupie. Jednak zimą często mi się zdarzało podziwiać przez okno wschód słońca i było to całkowicie wykonalne i bezproblemowe. Może dlatego, że dopiero co wschodziło? Albo może jak się tylko zerka? Muszę się zastanowić. Chyba trzeba bardziej wprost napisać, że to słońce, to na razie tylko kawałek czerwonej kuli.

    Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam <3 !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z tym słońcem tak, bo się nie zorientowałam, że to wschód miał być. A na wschód się da patrzeć i to ma już większy sens. Ale on patrzył na słońce :P Po prostu słońce.

      Usuń
    2. Poprawiłam wschód słońca - wielkie dzięki! Jeszcze się temu przyjrzę, ale wydaje mi się, że teraz powinno być jasne, że to jest wczesny ranek.

      Tak, Snape zdecydowanie nie ma koszmarów takich jak dzieci czy Cecile. Może był "zaszczepiony"? Może po prostu jest silny? A może ten czar jakoś inaczej działa na jego organizm? Zobaczymy.

      Nie sądzisz, że gdyby Snape po prostu potrzebował swojej krwi, to umiałby ją pozyskać w przyjemniejszy sposób? No wiesz, tak jak się krew z palca wyciska do badania - wygląda dziwnie, ale nic nie boli i jest dość skuteczne. Masz jakieś jeszcze podejrzenia, czym mogła być czerwona mgła? To się mam nadzieję później wyjaśni, przynajmniej do jakiegoś stopnia.

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    3. Esencja z emocji, snów, uczuć albo no nie wiem, esencja jego wewnętrznego zła albo duszy. Coś czego nie może upuścić jak krwi więc musi zrobić to tak. Nie wiem... Nie wiem czemu musiał rozbic tą jedną fiolkę bo ona byłapusta też nie? Czy coś zamotałam? Bo skaleczyć sie mógł czymkolwiek. Chyba, że to jakaś mgiełka jego cierpienia, a to ze szkłem to jakaś dobra metoda, że on cierpi to potem ten kto wypije wywar czyt. Ceci nie musi cierpieć. Nie wieeeem >.<

      Usuń
  3. a mi się motyw z fiolkami bardzo podoba - naprawdę nieoczekiwane wyjaśnienie, dlaczego eliksir ten przygotował tylko dla Cecil.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to wcale nie jest takie proste. Z jakiegoś powodu (np. w celu przygotowania eliksiru) musisz sobie sprawić ból. Co robisz? Musi to być coś prostego do wykonania oraz (magicznie) odwracalnego. Tak naprawdę Snape musiał się trochę pozastanawiać, zanim znalazł jakieś rozwiązanie :)

      I oczywiście masz rację, nie robiłby tego dla przypadkowej osoby.

      Usuń