poniedziałek, 26 października 2015

5.6

Po południu Cecile czuła się już na tyle dobrze, że nie widziała, żadnego wytłumaczenia, by nie uczyć się do egzaminów. Teoretycznie miała do nadrobienia tylko pół roku, w praktyce nie pamiętała wiele z pozostałych lat. Tylko te rzeczy, których używała w dorosłym życiu, plus parę drobiazgów, zapamiętanych jako ciekawostki. Najtrudniejsze było to, że czasami trudno jej było przekonać samą siebie, że to, czego się uczy, jest do czegokolwiek potrzebne. Wiedziała jednak, że nie może zmarnować danej jej szansy. W lipcu wraca z powrotem do swojego biurka (ciekawe z której strony budynku będzie siedziała: wschód słońca nad Zürichbergiem, czy zachód nad Üetlibergiem) i wtedy już na pewno nie zrobi żadnych egzaminów. Jej rodzice bez trudu zgłębili system stopni naukowych w czarodziejskim świecie i Cecile wiedziała, że byli rozczarowani jej brakiem osiągnięć. Do tej pory Yannick był świetną wymówką, ale teraz to już chyba dopiero opieka nad jego dziećmi mogłaby być jakimś uzasadnieniem.

Westchnęła. Jeśli miała wybierać pomiędzy wizją siebie jako babci wycierającej uciapkane bródki jakimś maluchom (ble!), a młodą kobietą, która jest w stanie nadrobić zaległości z przeszłości i może nawet zacząć ten doktorat, który chodzi jej po głowie od dobrych paru lat, to wybierała to drugie.

Zaczęła więc od przedmiotu, który wydawał jej się najbardziej nieżyciowy, gotowa wziąć byka za rogi. “Historia Hogwartu” czy może “Magiczna Anglia przez wieki”? Może to pierwsze, pamiętała, że kiedyś udało jej się całą przeczytać. Yannicka by to ciekawiło, chyba nawet kiedyś mu ją podrzuciła, gdy przechodził fazę zainteresowania przeszłością swojej mamy. On umiał czytać takie książki. Dla niego to nie tylko suche historie na temat tego, co się kiedyś zdarzyło, ale i wytłumaczenie, dlaczego teraz jest tak jak jest.

Przypomniała jej się zabawa jej synka, kiedy czytając o prawdziwej historii starał się umiejscowić w niej bajki. Wbrew pozorom, nie było to trudne. Realia w baśniowym świecie zwykle odzwierciedlały te z czasów powstania historii. Może w ten sposób uda jej się przebrnąć przez tysiąc lat jej Alma Mater? Rozejrzała się za książką z miejscowymi legendami, którą wcześniej widziała w infirmerii i która ją zainspirowała do opowiadania historii pacjentom. Gdzie ona mogła ją położyć? Zdawało jej się, że ostatnio odstawiała ją na parapet z lekturami dla chorych, ale teraz nie widziała tam już jej kolorowej okładki.




Czytaj dalej

2 komentarze:

  1. O widzę mały, jak ja to nazywam, przerywnik :) Nieco wolniejsza, bardzo przyjemna treść rozdziału. Chyba, że zaskoczysz czytelników i okaże się, że bajki lub ich czytanie pomoże w rozwikłaniu zagadki. I właściwie czemu ona czuła się lepiej, skoro powinna się czuć wciąż fatalnie? Czy Snapuś ciągle ją tam faszeruje czerwonymi mgiełkami?

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że tak, że czerwone mgiełki cały czas działają. A może i Snape pomaga jeszcze w jakiś sposób?
    Oraz, myślę że o Yannicku, który lubi bajki i baśnie, będzie dalej trochę więcej :)

    OdpowiedzUsuń