czwartek, 19 listopada 2015

5.13

Chodził energicznie po korytarzach szkoły udając, że robi obchód. Nie uśnie przecież w pół kroku. Chciał się zastanowić, co dalej, bo miał już serdecznie dosyć tej sytuacji. Na początku te sny z niemowlakiem i Orsinem były całkiem zwyczajne, teraz jednak powoli zmieniały się w bardzo męczący koszmar. Nie był w stanie we śnie czarować, nie dawał rady nawet unieść różdżki. O próbach fizycznego zaatakowania Śmierciożercy nawet nie miał co myśleć. Jedyna droga, która wydawała mu się realna, to podejść szybko do łóżeczka, chwycić malucha i z nim uciec. W trakcie poobiedniej drzemki (swoją drogą, co za idiotyczny pomysł, nigdy wcześniej nie zdarzało mu się spać w ciągu dnia) udało mu się zbliżyć szybko do kołyski i wszystko wskazywało na to, że nie napotkałby żadnego oporu gdyby po prostu wyszedł z dzieciakiem pod pachą, tylko… Wiedział, że to całkiem bez sensu, ale nie miał najmniejszego pojęcia, w jaki sposób takiego małego człowieka schwycić. Ogarnęła go panika. Za chwilę pojawi się Cecile, nie może zobaczyć go we śnie, jak szarpie się z jej synem, bo to byłoby jeszcze gorsze. Możliwe, że na jawie umiałby lepiej ocenić, czy ważniejsza jest delikatność czy skuteczność, ale we śnie zrobienie tego profesjonalnie wydawało mu się cholernie ważne.

Kto mógłby mu pomóc? Dwa zakręty stąd i będzie w gabinecie McGonagall. Może ona? Jest babcią, powinna wiedzieć takie rzeczy.

– Tak? – Minerva siedziała w swoim nieskazitelnie czystym gabinecie przy idealnie posprzątanym biurku i czytała książkę. Spojrzała na niego surowo. Pewnie przyszedł za późno, po którejś tam godzinie już jest niegrzecznie zawracać komuś głowę. Chrzanił to.

– Słuchaj, potrzebuję pomocy. Ty pewnie wiesz takie rzeczy. Dziecko, małe, leży w łóżeczku. Jak je wziąć na ręce i szybko gdzieś przenieść? Płaczące – starał się szybko wytłumaczyć.

– To zaiste trudne zadanie. Dlaczego pytasz? – głos profesor był nadal spokojny i suchy, ale widział, że jest zaskoczona. Zamknęła książkę, odsunęła ją na bok.

– Mam sen – powiedział. Chyba do tego może się przyznać? Prawda jest zwykle dużo prostsza od kłamstwa, nawet jeśli na początku wydaje się zagmatwana. – Koszmar, który się powtarza. Potrzebuję załatwić to raz na zawsze. Umiesz mi wytłumaczyć coś takiego?

– Koszmar, w którym masz wziąć małe dziecko na ręce i nie potrafisz?

– Tak – przyznał.

Koleżanka spojrzała na niego dziwnym wzrokiem. Po chwili wstała, podeszła do kanapy z równiutko poukładanymi dzierganymi i wyszywanymi poduszkami. Popatrzyła na nie, a potem odwróciła się do Snape'a.

– Ile ma lat?

– Nie mam pojęcia. Jak to poznać?

– Takie malutkie, jak ten jasiek? Czy raczej takie jak ten zagłówek? – spytał wskazując na poduchy.

– Nawet większe niż to coś czerwone – powiedział z namysłem. Skinęła głową, jakby wyjaśnił coś istotnego.

– Więc na pewno ma więcej niż pół roku. Bardzo dobrze. Nie trzeba mu już trzymać główki. Spróbujemy tak…

Machnęła różdżką i rzuciła na jedną z poduszek czar przemieniający. Snape odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że wyczarowała tylko naturalnej wielkości szmacianą lalkę, która wprawdzie wymachiwała rękami, ale nie sprawiała poza tym wrażenia żywej.

Przez następnych piętnaście minut Snape przyciskał do siebie na różne sposoby to “dziecko”, a Minerva instruowała go i pouczała, jakby trzymał w ręku żywego człowieka. Wreszcie miał wrażenie, że już wie, co ma robić. Odłożył laleczkę delikatnie na poduszki.

– Dziękuję. Myślę, że to powinno wystarczyć – powiedział i skierował się ku drzwiom.

– Poczekaj! – W oczach Minervy zobaczył coś dziwnego. Nadzieję? Desperację? – Snape. Czy ty… Czy to znaczy, że wiesz coś o Rorym?

– O Rorym? – spytał głupio i zobaczył, jak i ta iskierka nadziei i całe ożywienie powoli gasną.

W tym momencie uświadomił sobie z przerażającą jasnością, że to profesor Sprout była wdową z dwójką dorosłych dzieci i gromadą wnucząt! Nie profesor McGonagall! Prawdę mówiąc, nigdy nie słyszał niczego o rodzinie Minervy. Żadnych mężów ani nawet narzeczonych, żadnych dzieci. Wyglądało na to, że pracowała na Hogwarcie całe swoje życie.




Czytaj dalej

Ciąg dalszy w poniedziałek, 23.11.2015 o 18:00
Można komentować anonimowo.
Polub Limotini na facebooku.

5 komentarzy:

  1. No i fajnie.
    Strasznie lubię McGonagall. Jest świetna w kanonie. Surowa i stanowcza, a jednocześnie troszcząca się o swoich uczniów jak kwoka.
    Fajnie, że ją tu sprowadziłaś.
    Zastanawia mnie motyw o Rorym. Kim on jest? Pewnie nie powiesz :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjdzie taki czas, że Minerva opowie wszystko o Rorym. To znaczy, wszystko co ona sama wie...
      :)

      Usuń
  2. "w jaki sposób takiego małego człowieka schwycić. "
    Schwycić? Schwytać może, ale on go nie goni, więc raczej po prostu chwycić, złaać, ale nie dam sobie łapki uciąć.
    No patrz, babunie mu się pomyliły. I rozumiem, że to też ma jakieś znaczenie. Dorzuciłaś kolejną zagadkę. Kim jest Rory?
    Kiedyś Ci wbije na chatę i wszstko mi wyśpiewasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pewnie :) Wsiadaj na miotłę i przylatuj, kupiłam opakowanie herbaty 100 sztuk, możemy pić i się zastanawiać nad losami Rorego :)

      Usuń
    2. Nie kuś, bo jeszcze faktycznie wyciągnę ze strychu miotłę i żebyś wiedziała, przylecę. Zwłaszcza, że uwielbiam herbatę. Powiedz jeszcze, że masz earl gray.

      Usuń