poniedziałek, 4 stycznia 2016

6.11

Szybkim krokiem wróciła do swojego pokoju. Czuła, że jeśli natychmiast się nie położy, to zaśnie po prostu tam, gdzie stoi. Albo zrobi coś głupiego - umiała sobie wyobrazić siebie rzucającą na oślep zaklęcia w kierunku kogoś, kto próbowałby jej przeszkodzić w odpoczynku.

Na szczęście nie spotkała nikogo na swej drodze i już po chwili leżała owinięta w wykrochmaloną, białą pościel. Wydawało jej się, że uśnie, gdy tylko położy głowę na poduszce, ale nie. Nie była pewna, czy to zmęczenie, czy słońce wpadające z pełną mocą przez niczym nieosłonięte okno. Pomyślała tęsknie o Szwajcarii, w której każde mieszkanie, i nowe, i stare, i piękne, i całkiem zaniedbane, musiało mieć okiennice albo szczelne żaluzje. Wystarczył jeden ruch, by pokój pogrążył się w całkowitej ciemności. Prawo do odcięcia się od zewnętrznego świata urastało do rangi prawa człowieka. Choć Bogiem a prawdą, nigdy nie była pewna, czy nie chodzi raczej o to, by zapewnić społeczeństwu możliwość zablokowania widoku prywatnych mieszkań.

Niesamowite jak łatwo człowiek się przyzwyczaja do dobrego! Okiennice, normalne umywalki… Uśmiechnęła się. Przez połowię życia osobne krany do ciepłej i do zimnej wody wydawały jej się całkowicie naturalne. A teraz - nie była w stanie używać ich bez choćby króciutkiego ukłucia tęsknoty za zwykłą łazienką w jej mieszkanku nad Limmatem. Choć przecież zdążyła się już na nowo przyzwyczaić. Tak jak i w Zurychu przyzwyczaiła się, że w bloku mieszkalnym dla czarodziejów jest tylko jeden skrzat na wszystkich mieszkańców, a w piwnicy wisi kartka z informacją, w jaki dzień tygodnia będzie miał czas zająć się sprawami któregoś z lokatorów. Czwartek. Jej dniem był czwartek. Tylko tego dnia mogła liczyć na możliwość wyprania swoich ubrań, o ile nie chciało jej się męczyć z dużo mniej skutecznymi czarami nad wanną. Tak, to był ten element szwajcarskiego życia, którego jej w Hogwarcie nie brakowało…

Eh, mimo wszystko dobrze się tu czuła. Szczególnie teraz, gdy wróciła do zdrowia i nie leżała w infirmerii jak mała kulka nieszczęścia. No właśnie. Powinna się odwdzięczyć Snape’owi za pomoc, a jedyne co jej przychodziło do głowy, to starać się nie spać w tym samym czasie co on. Miała z Madam Pomfrey umowę, że tamta będzie pilnowała, by profesor nie usnął w ciągu dnia, a ona sama, Cecile, próbowała przez całą noc nie zmrużyć oka. Nie było to proste, ale dzięki sporym ilościom kawy, różnym ćwiczeniom i spacerom jakoś się udawało. Ważne było, by nie siąść wygodnie w fotelu ani nie sięgnąć po żadną książkę. Dopiero rankiem pozwalała sobie na odrobinę odprężenia - choć prawdę powiedziawszy, wcale nie miała już ochoty na nic innego prócz snu. Tylko czemu nagle nie miała siły spać?

Może dałoby się jakoś zasłonić to okno? Jej umysł był jednak zbyt ociężały, by wymyślić jakiś sposób. Pewnie istnieją pożyteczne w tej sytuacji czary, tylko nie była pewna - na co? Przyciemnienie szyb? Nie wiedziała, tak z głowy, jak. Wyczarowanie zasłon i, na dodatek, pewnie też karniszy? Nic jej nie świtało. Chyba prościej będzie zamknąć oczy. Miała nadzieję, że jej teoria jest słuszna. Pamiętała, że najgorsze koszmary miała wtedy, gdy Snape śnił razem z nią ten sam sen. Tylko że w jej przypadku to nie szkodziło, bo po pierwsze on aktywnie uczestniczył w sennej akcji za każdym razem czyniąc ją coraz mniej straszną. A po drugie - w dzień pomagał jej swoim cudownym eliksirem.

Jak inaczej mogła pomóc, skoro nie brała udziału w koszmarach Snape’a? Stanowczo zaprzeczał, by była tam obecna, a ona sama nie umiała nawet powiedzieć, jaką miałaby w nich pełnić rolę. Co mogła mieć wspólnego w przyznawaniu profesorowi nagrody albo obracaniu tego w okrutny dowcip? Jej własne sny były całkiem inne. Wesołe, pogodne, trochę tajemnicze - ale jednocześnie powtarzający się wciąż ten sam motyw i ciągła atmosfera wyczekiwania zdawały się wskazywać, że mają one jednak związek z całą tą chorobliwą historią.

Ale dlaczego Snape nie chciał sam skorzystać z lekarstwa, które przygotowywał dla niej - nie mogła zrozumieć. Skończyło się? To zrobiłaby nowe, co za problem. Aż tak słabo wierzył w jej umiejętności? A może - i to by było dla niego typowe - wolał jednak cierpieć za miliony? Ze złością pomyślała, że Snape chyba lubił być nieszczęśliwy. Tak jak z Lily - odrzuciła go kilkanaście (nie! już dwadzieścia) lat temu, a on wciąż to rozpamiętywał. Zamiast wziąć się w garść, ułożyć sobie życie, znaleźć, jeśli nie drugą połówkę - bo przecież nie każdy musi chcieć dzielić życie z jakąś osobą - to przynajmniej pasję, która nada życiu sens i dostarczy trochę radości. Zająć się czymś, nie dlatego, że musi, tylko dlatego, że zwyczajnie chce.

Usnęła wreszcie. We śnie prowadziła jakąś szkolną akademię wraz z którymś ze szwajcarskich kolegów, a potem ganiali się po szkole jak dzieci, szukając jakichś skarbów czy zakamarków, a drogę wyznaczała im mapa z księgi baśni.

Kiedy rano się obudziła, pamiętała tylko, że powinna koniecznie znaleźć książkę z legendami, którą widziała ostatnio na parapecie w infirmerii.




Czytaj dalej
Ciąg dalszy w czwartek.

Można komentować anonimowo.
Polub Limotini na facebooku.

2 komentarze:

  1. Świetny fragment! Doskonale opisałaś myśli Cecile przed zaśnięciem, a ostatnie zdanie jest tu idealnie na miejscu. Czuję, że uchwyciłaś wrażenie, które ma się po zaśnięciu z prawie gotowym rozwiązaniem problemu. Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomijając milczeniem tą długą przerwę. Nieźle, przynajmniej też nie aż tak tragicznie krótko. Dobrze opisane uczucia i myśli. Chyba przerwa Ci służyła :D

    OdpowiedzUsuń