Kiedy po raz kolejny usłyszał kroki, był już pewien, że to Cecile. Tym razem już nie próbował udawać, że się nie cieszy i uśmiechnął się szeroko.
- Proszę pana... - słowa Pottera całkowicie wytrąciły go z równowagi. Całym wysiłkiem woli zmusił się, by nie okazać złości.
- Dzień dobry, Potter - powiedział i jego głos brzmiał jak zwykle całkiem spokojnie.
- Czy pan wie, gdzie jest pani Cornick? - spytał chłopak, w ręku obracając nerwowo jakiś papier. Snape nie był pewien, czy bardziej denerwuje go to, że wszyscy się go o to dopytują, czy to, że nie ma pojęcia, a przecież ona powinna być tu!
- A do czegóż potrzebna ci ta informacja, jeśli wolno spytać?
- Chciałem dokończyć z nią rozmowę. - odpowiedział Harry zdecydowanie.
- O czym?
- To prywatna sprawa.
- Jak sam dobrze widzisz, nie ma jej tu. Do widzenia.
- Profesorze! Czy… czy gdyby ona, pani Cornick… Czy gdyby gdzieś się zgubiła, czy pan by o tym wiedział?
- Potter, nie mam najbledszego pojęcia, o czym mówisz - odpowiedział, siląc się na obojętność. No właśnie, co się działo z Cecile?!
- Czy możliwe, że weszła w jakieś miejsce, w którym nie powinna być? - chłopak wyraźnie próbował mu coś powiedzieć, ale kompletnie mu nie wychodziło.
- O czym ty mówisz, Potter - odpowiedział mu Snape zirytowany. Miał dosyć zabawy w ciuciubabkę.
Harry westchnął.
- Czy jak powiem panu, gdzie ona jest, nie będzie pan pytał, skąd wiem? Obieca pan?
To już było bezczelne. Co ten gówniarz ma wspólnego z tą całą historią?! Ciągle miętosił w rękach jakiś papierek… Może to jest wyjaśnienie? Może Cecile coś do niego napisała?
- Poproszę to, co masz w ręku - powiedział wyciągając dłoń w kierunku Harrego. - Wszystko.
Chłopak niechętnie, ale bez większego oporu podał mu zmięty kawałek papieru i cofnął się o parę kroków. Ciekawe, czy zamierzał uciec, gdyby treść korespondencji rozzłościła jego profesora.
Ale na kartce nie było znajomego pisma Cecile tylko jakaś niby-mapa narysowana niewprawną kreską. I jeszcze zdjęcie…
Snape patrzył ze zdumieniem na nieruchomą fotografię. Pomyślał, że to najpiękniejsze zdjęcie, jakie w życiu widział, nawet pomimo że wyraźnie mugloska.
Łąka w krainie jego dzieciństwa, wzgórze z którego zbiega dwójka roześmianych dzieciaków, Lily i Sev. Pamiętał jak przez mgłę, że w któreś wakacje ta głupia Petunia, siostra Lily, szpanowała pożyczonym od kogoś aparatem. Ale nigdy nie widział żanych odbitek.
- Skąd to masz? - spytał nie odwracając wzroku od sceny sprzed dwudziestu lat.
- Było wśród zdjęć mojej mamy. Czy to prawda, że pochodziliście z tego samego miasteczka?
Nie odpowiedział. Spojrzał na chłopca z fotografii - roześmianego, pogodnego, pełnego nadziei na szczęśliwą przyszłość. Wydawało mu się, że nigdy takim nie bywał, ale oczywiście w chwilach jak tamta, cały świat był inny. Musiał odwrócić wzrok, bo z niewiadomych powodów to wspomnienie bolało, prawie czuł fizyczne ukłucie gdzieś w lewej piersi. Patrzył jeszcze przez chwilę na dziewczynkę z przeszłości, taką pełną radości i życia, wreszcie przywołał się do rzeczywistości i zmusił się do spojrzenia na plan.
- Co to? - spytał.
- Czy obieca pan, że nie będzie pytał skąd to wiem?
- Niedo… - zaczął, ale jego wzrok znowu powędrował w kierunku promieniejącej szczęściem Lily. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio ktoś skutecznie zastosował Expelliarmus w stosunku do niego, ale doskonale pamiętał towarzyszące temu uczucie. Teraz też czuł się kompletnie rozbrojony, nie był w stanie nic Harremu zrobić, choć w środku się w nim gotowało. Miał wrażenie, że Lily patrzy na niego uśmiechnięta i nie był w stanie zrobić nic, co by wymazało życzliwość z jej twarzy.
- Twoje zdjęcie - zaczął od oddania Harremu jego własności. Bał się, że jeszcze trochę i nie będzie w stanie się rozstać z tym kawałkiem papieru. Patrzył w milczeniu, jak Potter podchodzi i chowa je starannie do kieszeni i wreszcie wrócił do sprawy - Powiesz mi w takim razie z łaski swojej tyle ile “możesz”, co?
- Ja… Tu jest narysowane, gdzie myślę, że pani Cornick teraz jest.
- Narysowane? Mnie to wygląda na jakieś bazgroły - powiedział Snape pogardliwie. - Co to niby jest?
- To pokój Slytherynian. Tu, o, te dwie kreski, to są drzwi. Tu są ściany… I tutaj, po lewej stronie od wejścia jest taki malutki pokoik. Wchodzi się chyba do niego tu, z boku. Snape spojrzał ze zdziwieniem. Wydawało mu się, że zna salę swojej grupy, nigdy nie widział tam żadnego pokoju.
- Czy to jest jakiś żart? - spytał groźnie.
- Nie. Tylko nie znam tej części zamku. Może to niedokładnie tak wygląda, jak narysowałem. Pani Cornick jest tam prawie od rana.
- Skąd wiesz?
- Pani Cornick jest tam cały dzień. - chłopak powtórzył, ignorując jego pytanie. - W tym samym miejscu. Myślałem, że będzie pan chciał wiedzieć.
Snape spojrzał na odręczną mapkę, na Pottera, który nie wyglądał, jakby próbował sobie z niego robić żarty i się zdecydował. Co mu szkodzi sprawdzić. Wyglądało na to, że Cecile rzeczywiście próbowała znaleźć skarb i coś poszło nie tak. Miał szansę pobawić się w bohatera.
- Zajmę się tym. Możesz wracać - powiedział i zaczął się szykować, nawet nie czekając, by chłopak wyszedł ze szpitala.
Czytaj dalej
Można komentować anonimowo.
Polub Limotini na facebooku.
No a jakże! Oczywiście, że przeoczyłam i to mocno, bo dopiero tera tak sobie mówię, a przejrzę sobie parę ostatnich raz jeszcze i taki e"aha, yhy, dobra..."... Ale widzisz tak płynnie miałaś napisane, że nawet bez jednej części i tak miało sens :D A całkiem sporo mnie kurde ominęło. Brawo ja...
OdpowiedzUsuńRozdział, fajny, bardzo fajny, ciekawy. Co prawda Harry taki nie hpowski, ale to nic, chociaż raz to nie Harry zgrywa bohatera.
A tu, żebyś się nie cieszyła za bardzo:
" wreszcie przywołał się do rzeczywistości "
Przywołać to się można do porządku, o rzeczywistości jeszcze nie słyszałam, ale ręki sobie uciąć nie dam.