poniedziałek, 25 stycznia 2016

7.6

Kiedy po raz kolejny usłyszał kroki, był już pewien, że to Cecile. Tym razem już nie próbował udawać, że się nie cieszy i uśmiechnął się szeroko.

- Proszę pana... - słowa Pottera całkowicie wytrąciły go z równowagi. Całym wysiłkiem woli zmusił się, by nie okazać złości.

- Dzień dobry, Potter - powiedział i jego głos brzmiał jak zwykle całkiem spokojnie.

- Czy pan wie, gdzie jest pani Cornick? - spytał chłopak, w ręku obracając nerwowo jakiś papier. Snape nie był pewien, czy bardziej denerwuje go to, że wszyscy się go o to dopytują, czy to, że nie ma pojęcia, a przecież ona powinna być tu!

- A do czegóż potrzebna ci ta informacja, jeśli wolno spytać?

- Chciałem dokończyć z nią rozmowę. - odpowiedział Harry zdecydowanie.

- O czym?

- To prywatna sprawa.

- Jak sam dobrze widzisz, nie ma jej tu. Do widzenia.

- Profesorze! Czy… czy gdyby ona, pani Cornick… Czy gdyby gdzieś się zgubiła, czy pan by o tym wiedział?

- Potter, nie mam najbledszego pojęcia, o czym mówisz - odpowiedział, siląc się na obojętność. No właśnie, co się działo z Cecile?!

- Czy możliwe, że weszła w jakieś miejsce, w którym nie powinna być? - chłopak wyraźnie próbował mu coś powiedzieć, ale kompletnie mu nie wychodziło.

- O czym ty mówisz, Potter - odpowiedział mu Snape zirytowany. Miał dosyć zabawy w ciuciubabkę.

Harry westchnął.

- Czy jak powiem panu, gdzie ona jest, nie będzie pan pytał, skąd wiem? Obieca pan?

To już było bezczelne. Co ten gówniarz ma wspólnego z tą całą historią?! Ciągle miętosił w rękach jakiś papierek… Może to jest wyjaśnienie? Może Cecile coś do niego napisała?

- Poproszę to, co masz w ręku - powiedział wyciągając dłoń w kierunku Harrego. - Wszystko.

Chłopak niechętnie, ale bez większego oporu podał mu zmięty kawałek papieru i cofnął się o parę kroków. Ciekawe, czy zamierzał uciec, gdyby treść korespondencji rozzłościła jego profesora.

Ale na kartce nie było znajomego pisma Cecile tylko jakaś niby-mapa narysowana niewprawną kreską. I jeszcze zdjęcie…

Snape patrzył ze zdumieniem na nieruchomą fotografię. Pomyślał, że to najpiękniejsze zdjęcie, jakie w życiu widział, nawet pomimo że wyraźnie mugloska.

Łąka w krainie jego dzieciństwa, wzgórze z którego zbiega dwójka roześmianych dzieciaków, Lily i Sev. Pamiętał jak przez mgłę, że w któreś wakacje ta głupia Petunia, siostra Lily, szpanowała pożyczonym od kogoś aparatem. Ale nigdy nie widział żanych odbitek.

- Skąd to masz? - spytał nie odwracając wzroku od sceny sprzed dwudziestu lat.

- Było wśród zdjęć mojej mamy. Czy to prawda, że pochodziliście z tego samego miasteczka?

Nie odpowiedział. Spojrzał na chłopca z fotografii - roześmianego, pogodnego, pełnego nadziei na szczęśliwą przyszłość. Wydawało mu się, że nigdy takim nie bywał, ale oczywiście w chwilach jak tamta, cały świat był inny. Musiał odwrócić wzrok, bo z niewiadomych powodów to wspomnienie bolało, prawie czuł fizyczne ukłucie gdzieś w lewej piersi. Patrzył jeszcze przez chwilę na dziewczynkę z przeszłości, taką pełną radości i życia, wreszcie przywołał się do rzeczywistości i zmusił się do spojrzenia na plan.

- Co to? - spytał.

- Czy obieca pan, że nie będzie pytał skąd to wiem?

- Niedo… - zaczął, ale jego wzrok znowu powędrował w kierunku promieniejącej szczęściem Lily. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio ktoś skutecznie zastosował Expelliarmus w stosunku do niego, ale doskonale pamiętał towarzyszące temu uczucie. Teraz też czuł się kompletnie rozbrojony, nie był w stanie nic Harremu zrobić, choć w środku się w nim gotowało. Miał wrażenie, że Lily patrzy na niego uśmiechnięta i nie był w stanie zrobić nic, co by wymazało życzliwość z jej twarzy.

- Twoje zdjęcie - zaczął od oddania Harremu jego własności. Bał się, że jeszcze trochę i nie będzie w stanie się rozstać z tym kawałkiem papieru. Patrzył w milczeniu, jak Potter podchodzi i chowa je starannie do kieszeni i wreszcie wrócił do sprawy - Powiesz mi w takim razie z łaski swojej tyle ile “możesz”, co?

- Ja… Tu jest narysowane, gdzie myślę, że pani Cornick teraz jest.

- Narysowane? Mnie to wygląda na jakieś bazgroły - powiedział Snape pogardliwie. - Co to niby jest?

- To pokój Slytherynian. Tu, o, te dwie kreski, to są drzwi. Tu są ściany… I tutaj, po lewej stronie od wejścia jest taki malutki pokoik. Wchodzi się chyba do niego tu, z boku. Snape spojrzał ze zdziwieniem. Wydawało mu się, że zna salę swojej grupy, nigdy nie widział tam żadnego pokoju.

- Czy to jest jakiś żart? - spytał groźnie.

- Nie. Tylko nie znam tej części zamku. Może to niedokładnie tak wygląda, jak narysowałem. Pani Cornick jest tam prawie od rana.

- Skąd wiesz?

- Pani Cornick jest tam cały dzień. - chłopak powtórzył, ignorując jego pytanie. - W tym samym miejscu. Myślałem, że będzie pan chciał wiedzieć.

Snape spojrzał na odręczną mapkę, na Pottera, który nie wyglądał, jakby próbował sobie z niego robić żarty i się zdecydował. Co mu szkodzi sprawdzić. Wyglądało na to, że Cecile rzeczywiście próbowała znaleźć skarb i coś poszło nie tak. Miał szansę pobawić się w bohatera.

- Zajmę się tym. Możesz wracać - powiedział i zaczął się szykować, nawet nie czekając, by chłopak wyszedł ze szpitala.




Czytaj dalej


Można komentować anonimowo.
Polub Limotini na facebooku.

1 komentarz:

  1. No a jakże! Oczywiście, że przeoczyłam i to mocno, bo dopiero tera tak sobie mówię, a przejrzę sobie parę ostatnich raz jeszcze i taki e"aha, yhy, dobra..."... Ale widzisz tak płynnie miałaś napisane, że nawet bez jednej części i tak miało sens :D A całkiem sporo mnie kurde ominęło. Brawo ja...
    Rozdział, fajny, bardzo fajny, ciekawy. Co prawda Harry taki nie hpowski, ale to nic, chociaż raz to nie Harry zgrywa bohatera.
    A tu, żebyś się nie cieszyła za bardzo:
    " wreszcie przywołał się do rzeczywistości "
    Przywołać to się można do porządku, o rzeczywistości jeszcze nie słyszałam, ale ręki sobie uciąć nie dam.

    OdpowiedzUsuń