czwartek, 25 lutego 2016

8.7

Cecile z zaciekawioną miną słuchała relacji z rozmowy z pomysłodawczynią całego zamieszania.

– I co myślisz? To ona za wszystkim stała? – spytała.

– Byłem przekonany, że tak – westchnął. – Praktycznie sama mi to powiedziała. Ale kiedy wspomniałem o chorujących dzieciakach wydawała się autentycznie zaskoczona.

– Dziwne. Ale popatrz, jeśli to prawda, to dlaczego przez tyle lat nikomu się nie udało znaleźć skarbu?

– Na pewno nie przez to, że na Hogwarcie brak zakochanych – odpowiedział zdecydowanie. – Może po prostu ten tajny pokój był dobrze ukryty? Ciekawe ile osób oprócz ciebie znalazło makietę.

– Hmmm. Rzeczywiście. Miejsce wyglądało na całkiem nieużywane, prawda?

– A od strony Slytherinu nic nie wskazywało na to, by był tam jakiś ukryty pokój.

– Skąd wiesz? – spytała zaciekawiona.

– Mieszkałem tam przecież! – roześmiał się. – Naprawdę myślisz, że jakby gdzieś było miejsce na tajną komnatę, to pokolenia uczniów nie zwróciłyby na to uwagi? Zresztą, nie mówiłem ci, że najpierw szukałem cię w tamtej części zamku? Oglądałem ścianę, którą potem zniszczyliśmy. Kilka centymetrów. Żadnych przesłanek by tam czegokolwiek szukać.

– Czyli myślisz, że żeby się dostać do środka trzeba by świadomie szukać wejścia, tak? Nic się nie otwierało tylko dlatego, że obok przechodzili zakochani, tak?

Zastanowił się.

– Tak. No sama pomyśl, przez tyle lat, ile nastolatków się obok kręciło. Jeśli to prawda, że do znalezienia amuletu potrzebna jest para, to bezpiecznie możemy założyć, że spełnienie tego warunku ułatwiało tylko ostatni etap. Jak już się we dwójkę było w tej ukrytej sali, nieważne jak tam człowiek wszedł, to można było zobaczyć tam perłę. W Historii Hogwartu chyba pisali, że powinno się wypowiedzieć zaklęcie… – zatrzymał się. Nie chciał się przyznać, że pamięta jakie i że je naprawdę wypowiedział. Bo to by oznaczało, że miał jakąś nadzieję, której przecież nie miał, ani nie chciał mieć. Przymknął na chwilę oczy i potarł skronie dłońmi, udając, że się zamyśla, a tak naprawdę starając się przepędzić wszystkie całkiem niepotrzebne myśli. Nagle zorientował się, że Cecile coś mówi.

– … to skąd Potter wiedział, jak tam się dostać? – pytała.

– Wiedział tylko, że tam jesteś. Nie wiedział, że trzeba przejść przez makietę – odpowiedział.

– Ale…

– To ty z nim rozmawiałaś. Ja nie mogłem z niego wydostać informacji, skąd on to wszystko wie.

– Rozmawiałam z Harrym – potwierdziła. – Rzeczywiście! Wspominał, że jego ojciec znał sposoby, by odkryć tajemnice zamku.

– Ale jeśli James był w tej komnacie…

– Może dlatego właśnie Harry przeżył? Może to oni znaleźli skarb i to on uratował mu życie?

– Przecież nikt nie zabrał tej perły! – Przerwał jej nagle zniecierpliwiony. – Po co my w ogóle się nad tym zastanawiamy! Nawet jeśli ktoś się na nią natknął, Potter, nie Potter, to przepadła. A jeśli tam wciąż leżała, byliśmy ostatnimi, którzy mieli szansę ją odnaleźć. Teraz już wszystko zostało pogrzebane pod gruzami.

– Nie mieliśmy szans – powiedziała cicho, ale tym razem go już to nie rozweseliło. Wprost przeciwnie.

– Oczywiście, że nie mieliśmy szans, jeśli ta cholerna historia jest prawdziwa! – powiedział, nagle strasznie zły. Tak fajnie im się dyskutowało, tak było dobrze, przez chwilę czuł się tak, jak chciałby się czuć zawsze. W takiej prostej sytuacji, w takiej zwyczajnej rozmowie o nieosobistych sprawach – a wydawało mu się, że jest wreszcie naprawdę sobą i że to jest w porządku. A teraz powróciło wszystko na raz. I to, że niczego nie znaleźli, i ten zombie – James. Czemu ona nie może się od niego wreszcie odczepić! Może gdyby o nim zapomniała, może wtedy… Miał ogromną chęć pozbyć się Pottera, wymazania go całkowicie.

– To co jest między nami… – zaczął znienacka. – Twoja przyjaźń. To jest dla mnie bardzo ważne.

Skinęła głową, spokojna i wcale nie zaskoczona.

– Dobrze nam się razem pracuje, prawda? – powiedziała denerwująco obojętnie.

– Tak. I mówiłem ci już, że miałaś rację – musiał to przyznać – We dwoje pracuje się dużo lepiej. I cieszę się, że razem jesteśmy w tej zagmatwanej zagadce. Ale… Nie mam wprawdzie wpływu na teraźniejszość, lecz mógłbym ci pomóc uporządkować przeszłość.

– Severus, nie ma sensu do tego wracać.

Pokręcił głową.

– Dla mnie to ma znaczenie. Chyba że to zauroczenie z dawnych czasów jest już dla ciebie całkiem nieważne?

– To nie jest coś, o czym można po prostu zapomnieć – powiedziała, nadal zupełnie nieporuszona, tak jakby wciąż rozmawiali o historii Hogwartu.

Odwrócił się gwałtownie, podszedł do witryny i zaczął przestawiać flakoniki na półce.

– Mógłbym ci zaoferować pomoc. – powiedział cicho, nie patrząc na nią. – Arnika, sproszkowana skóra żaby, ogloryt…

– Snape, oczywiście, że znam Napój Zapomnienia – powiedziała pobłażliwym tonem. Nie patrzył na nią, wbił wzrok w szerek buteleczek w gablotce. – Nie mów mi, że sam byś wypił to świństwo. Wszystko, co przeżyłam jest częścią mnie i tego, kim jestem. Nie mam zamiaru w tym mącić. A poważnie, Severus, czy kiedykolwiek dałam ci powód do podejrzeń, że zależy mi teraz na czymś więcej niż twojej przyjaźni? Więc nie martw się, nadal nie musisz sobie tym zawracać głowy.

Udawał, że coś jeszcze porządkuje wśród swoich zapasów. Czuł się jak skarcony dzieciak. Jak ona mogła go tak przejrzeć? Ale przynajmniej stawiała sprawę jasno. Dobrze wiedzieć, na czym się stoi, zanim... – myślał sobie, dobrze wiedząc, że próbuje oszukać sam siebie. Już za późno na “zanim”. Zaklął w myślach, wziął głęboki oddech, odwrócił się i spojrzał jej prosto w oczy. Wymagało to sporo wysiłku, ale powiedział całkiem normalnym tonem:

– Jasne. Chciałem tylko pomóc.




Czytaj dalej


Można komentować anonimowo. Każdy komentarz ma dla mnie znaczenie.

1 komentarz:

  1. "wbił wzrok w szerek"
    Szereg.
    Awgl.takie owwwwww <3 Snapuś <3 Jak ja go tu uwielbiam. Ale tylko tu.

    OdpowiedzUsuń